Alwida Antonina Bajor

Genialny Rosjanin polskiego
pochodzenia nie... cierpiący Polaków

"Dla rosyjskich uszu polski język brzmi jak komiczny argot, pełen śmiesznie przekręconych słów lub niewłaściwie użytych określeń, jak gdyby ktoś powiedział o dobrych perfumach, że śmierdzą".

Autorem tych słów był Igor Strawiński, Polak z dziada pradziada, Rosjanin z wyboru, przez wybryk losu - czystej próby kosmopolita.

"Największy z żyjących muzyków" - pisał Karol Szymanowski o Igorze Strawińskim z okazji przyjazdu do Warszawy w 1924 r. słynnego autora "Święta wiosny". Pobyt Igora Strawińskiego w Warszawie relacjonował Jarosław Iwaszkiewicz: "Po części należał do "towarzystwa warszawskiego", można go było spotkać u Anieli Zagórskiej i u pani Zofii Nałkowskiej, a już na pewno na każdym piątkowym koncercie symfonicznym w Filharmonii. [...] Dla nas był on bardzo szczególnym kąskiem rozmówcy; wykształcony, oczytany, znający całą literaturę światową, a przy tym bardzo wytworny w swojej staroświeckiej manierze, wzbudzał podziw i szacunek. Miał też wyraźny wpływ na niektórych polskich pisarzy i artystów".

Fiodor (ojciec) i Igor (syn) Strawińscy

Ojciec przyszłego kompozytora, Fiodor Ignatjewicz Strawiński studiował prawo na Uniwersytecie Kijowskim, ale po dwóch latach studiów był zmuszony Uniwersytet porzucić z braku odpowiednich środków. W 27 roku życia postanowił podjąć studia wokalne w Petersburskim Konserwatorium, w czym wydatnej pomocy finansowej udzielił mu starszy brat Aleksander, który w tym czasie był już oficerem. Po ukończeniu studiów Fiodor Ignatjewicz zaangażowany został jako pierwszy bas opery w Kijowie. Niebawem poznał tam Annę Kiryłownę Chołodowską i poślubił ją. Miała miły głos i biegle grała na fortepianie. Wkrótce Fiodor Ignatjewicz Strawiński stał się sławnymśpiewakiem. Od 1876 r. był już solistą opery Teatru Maryjskiego w Petersburgu. Na scenie tej pracował 26 lat i zyskał pozycję jednego z najwybitniejszych rosyjskich artystów operowych epoki.
Fiodor Ignatjewicz Strawiński miał czterech synów: Romana, Jurija, Igora i Gurija. Dla żadnego z nich nie przewidywał kariery muzyka. Zgodnie z wolą ojca, Igor w 1901 r. wstąpił na Uniwersytet Petersburski, na wydział prawa. Nie czuł jednak najmniejszego zainteresowania przedmiotem studiów, rzadko pojawiał się na wykładach. Egzamin zdawał byle jak, ratując się czasem fortelem. W sześćdziesiąt lat później przyznał się, że jeden egzamin zdał za niego Nikołaj Jusupow, brat słynnego w przyszłości Jusupowa, który zabije Gryszkę Rasputina. Niebawem los zetknie Igora z Nikołajem Rimskim - Korsakowem; został jego uczniem. Studia prawnicze jednak Igor Strawiński w 1905 r. ukończył. Tak tedy syn powtórzył drogę ojca - od prawnika do muzyka... Podobnie powtórzy ją potem młodszy brat Igora - Gurij.

Zainteresowania Strawińskiego - seniora nie ograniczały się do muzyki. Jego biblioteka zawierała około 8 tysięcy, dotyczących głównie historii i literatury rosyjskiej, były tam także przekłady literatury światowej. Zażyła przyjaźń wiązała dom Strawińskich z Fiodorem Dostojewskim. Dostojewski lubił muzykę i chętnie chodził z Fiodorem Ignatjewiczem na koncerty. Zawsze bez pieniędzy, nierzadko korzystał z dyskretnej pomocy śpiewaka, wybaczając mu wówczas jego polskich przodków.

Petersburg. Strawińscy - Rosjanie, Strawińscy - Polacy

Fiodor Ignatjewicz Strawiński czuł się silnie związany z Rosją i jej kulturą, że choć znał jeszcze polski język, o swym pochodzeniu na ogół nie wspominał. Oprócz dzieci najmłodszego ze stryjów, Stanisława, które podkreślały swą polskość i zachowały wiarę katolicką, przekazując ją następnym pokoleniom - reszta rodziny była już prawosławną, uważała się za Rosjan.

W Petersburgu żyła równocześnie inna rodzina Strawińskich, do tego samego herbu [Sulima] mająca prawa i przez pochodzenie od Erazma, podkomorzego nowogrodzkiego siewierskiego, zapewne w jakiś daleki sposób z Fiodorem Ignatjewiczem spokrewniona. Jej głową i najwybitniejszym przedstawicielem był doktor Mikołaj Strawiński (1846 - 1907), ordynator Carskiej Kliniki Położniczej, współzałożyciel Towarzystwa Położniczo - Ginekologicznego, a następnie Związku Lekarzy i Przyrodników Polskich w Petersburgu. Jako wybitny lekarz, autor prac naukowych, cieszył się powszechnym uznaniem i należał do najwyższych sfer ówczesnej inteligencji petersburskiej. Zawsze jednak uważał się za Polaka, szlachcica.

Ożenek z cioteczną siostrą Jekatieriną

Gabriel Nosenko, wuj kompozytora, kupił gorzelnię i parę tysięcy hektarów ziemi i lasów okalających Uściług, miasteczko położone w guberni wołyńskiej, przy ujściu rzeki Ług do Buga. Tamtejszy klimat uważano za bardzo zdrowy, toteż Igor i jego młodszy brat Gurij rokrocznie przysyłani tu byli przez rodziców na wakacje. Bracia spędzali czas w towarzystwie dwóch starszych kuzynek (sióstr ciotecznych) - Ludmiły i Jekatieriny, córek wuja Gabriela Nosenki. Jedna z tych sióstr - Jekatierina, zostanie w 1906 r. żoną Igora Strawińskiego. Jekatierina w spadku po zmarłym ojcu odziedziczyła w Uściługu część posiadłości. Igor Strawiński Uściług polubił. Zbudował tu swój dom i spędzał w nim wszystkie miesiące letnie aż do 1914 roku.

Strawiński razem z rodziną wyjechał z Uściługa do Szwajcarii w lipcu 1914 roku. Nigdy więcej już nie zobaczył swego domu. Mimo dwu wojen, dom ten jednak ocalał. Ocalały także aleje z drzewami sadzonymi własnoręcznie przez kompozytora. W latach powojennych dawną posiadłość Strawińskich przebudowano i oddano do użytku pracownikom miejscowej stacji melioracyjnej.

Herb Sulima nie był mu obojętny

Igor Strawiński miał czworo dzieci. Jedno z nich, urodzone 23 września 1910 r. nazwane zostało imionami Światosława Sulima. W czasie gościnnych występów kompozytora w Polsce, w 1924 roku, cytowany wyżej Jarosław Iwaszkiewicz w "Wiadomościach Literackich" pisał: "Strawiński wyznaczył mi godzinę dwunastą na rozmowę [...] zastaję w pokoju u mistrza całe towarzystwo. Strawiński jest zresztą zupełnie czym innym zajęty i uszczęśliwiony. Od jednego ze swych warszawskich wielbicieli otrzymał w prezencie dawno przezeń poszukiwany herb swój (Sulima) wykonany w emalii. Bawi się tym jak dziecko, opowiada o swym szlacheckim pochodzeniu, o sygnecie, który ojciec jego oddał starszemu bratu, sam nie wie, gdzie umieścić ów znaczek herbowy, wreszcie przynosi czerwone safianowe pudełko z zegarkiem, darem Aleksandra III, i kładzie herb na tym pudełku.

- Herb Sulima z zegarkiem od Aleksandra III, to jakoś nie pasuje - zauważa ktoś z obecnych.

- U mnie wszystko pasuje - odpowiada Strawiński.

Wreszcie bierze mnie na stronę i mówi:

- Wie pan co, będę grał swoją sonatę tylko co ukończoną - to będzie najlepszy interwiew?.

Podczas pobytu w Warszawie w 1924 roku - Jan Strawiński (kuzyn, jak się okazało, z "tych" Strawińskich) podarował Igorowi Strawińskiemu pieczęć z herbem Sulima, a Mieczysław Grydzewski wyszukał w herbarzu Niesieckiego genealogię sięgającą XVI wieku. ?Cóż z tego - napisze później Ludwik Erhardt - poza niewielkim gronem ludzi światłych i grupą muzyków nikt właściwie nie był zainteresowany jakimś trwalszym związaniem jego osoby z Polską. Strawiński tą obojętnością poczuł się chyba dotknięty i uraz pozostał mu do końca życia.?

?Muzyka Strawińskiego nadaje się przepysznie do wygwizdania?

Postać Strawińskiego wzbudziła też wielkie zainteresowanie w środowisku polskich futurystów. Jego świadectwem stał się wywiad przeprowadzony przez Anatola Sterna (1924 r.): "Brzydka niemal twarz, koloru terakoty. Grube, zmysłowe wargi. W wyrazie twarzy, w sposobie trzymania się coś z azjaty. Poza tym wiele niepodrabianej prostoty, wiele serdecznej bezpośredniości.

- Jak się odnoszą zagranicą do pańskiej twórczości? - zapytał go Anatol Stern, na co miał usłyszeć:

- Krytyka, jak zazwyczaj, z całym kretynizmem, na jaki ją stać. Ale któż się dzisiaj poważnie liczy z krytyką muzyczną? W przygniatająco przeważającej liczbie wypadków jest ona synonimem nieuctwa. Szeroka publiczność muzyką moją się interesuje i coraz bardziej ją rozumie?.

W 1924 roku Igor Strawiński wystąpił w Warszawie dwukrotnie - 4 i 6 listopada, dyrygując wykonaniem "Scherza fantastycznego" i suity z ?Pulcinelli?, a następnie grając swój "Koncert fortepianowy" pod batutą Grzegorza Fitelberga, szefa orkiestry warszawskiej Filharmonii. Wystarczy zajrzeć do ówczesnych warszawskich recenzji prasowych, żeby się przekonać, jak występ Strawińskiego był przyjęty. Zwłaszcza obóz konserwatywny nacierał z niezwykłą furią: "Grunt, na którym zbudował [Strawiński] swój "Koncert fortepianowy", należy do klasyków (...). Muzyka Strawińskiego u publiczności żywym temperamentem obdarzonej wywołałaby z pewnością inne objawy niż te, które u nas można obserwować. Nadaje się ona przepysznie do wygwizdania, bo jest natrętna, pewna siebie i w najwyższym stopniu dokuczliwa" - pisał Stanisław Niewiadomski w "Tygodniku Ilustrowanym". W "Gazecie Warszawskiej" wtórował mu Piotr Rytel: "Koncert fortepianowy" można uważać za czyn jakiegoś obłąkanego. Jeśli "Pietruszka" jest skokiem w środek tłumu jarmarcznego, to "Koncert" powstał w wyobraźni niewątpliwie chorej?.

Dla konserwatystów był przykładem pomylonego modernisty, uprawiającego "bolszewizm w muzyce", koła postępowe widziały w nim uosobienie nowoczesności. "Przyjazd Igora Strawińskiego do Warszawy jest dla muzycznego jej świata sensacją o wiele większą niż nawet gościnny występ tenora o najpiękniejszym "cis" - pisał Karol Szymanowski w "Warszawiance", podkreślając niezmiernie wysokie stanowisko, jakie w sztuce europejskiej zdobył znakomity kompozytor rosyjski.

W Rosji - "spotęgowanie rosyjskości..."

W czerwcu 1962 roku Igor Strawiński skończył 80 lat. We wrześniu - październiku tegoż roku - pierwszy oraz od opuszczenia Rosji w 1924 roku, przyjechał na gościnne występy do Rosji sowieckiej. Koncertował w Moskwie i w rodzinnym Petersburgu (Leningradzie). W Rosji bawił trzy tygodnie w towarzystwie żony i nieodłącznego już wtedy pomocnika, dyrygenta Roberta Crafta. Obserwujący go Craft zwrócił uwagę, że ?w Strawińskim, gdy tylko stanął na ziemi ojczystej, ożyły i spotęgowały się wszystkie cechy rosyjskie".

W Warszawie - po 40 latach...

Do Warszawy przyjechał 25 maja 1965 roku. Pierwsze słowa, jakimi na lotnisku odpowiedział na powitanie, brzmiały: "Jestem szczęśliwy, że po tylu latach zawitałem znów do Polski - kraju, z którego przecież pochodzę". Wzruszenie, kurtuazja czy rola filmowa? - zapytuje jego znakomity biograf polski Ludwik Erhardt. Faktycznie - był przecież co krok filmowany. Kamery wszędobylskiej ekipy telewizyjnej Columbia Broadcasting System pracowały na okrągło. W gruncie rzeczy to im Polska zawdzięczała tę wizytę: scenariusz kręconego przez tę ekipę filmu o Strawińskim przewidywał także koncert w kraju przodków wielkiego kompozytora. (Nie w powiecie trockim wprawdzie, ale w Warszawie, tam, gdzie w czasach Króla Stasia wsławił się jako patriota "królobójca" jego prapradziad, szlachcic herbu Sulima, Stanisław Strawiński.)

Honorowy członek Związku Kompozytorów Polskich

Koncerty z zespołem warszawskiej Filharmonii Narodowej odbyły się 28 i 29 maja. Strawiński dyrygował "Symfonią psalmów" i finałem z "Ognistego ptaka", Robert Craft - "Świętem wiosny" i "Wariacjami". Ludwik Erhardt odnotuje: "W przepełnionej sali panował nastrój podniosły, obecni mieli świadomość, że uczestniczą w chwili historycznej.

Kontrast między symboliczną wielkością tej postaci a drobną sylwetką starego człowieka o lasce, poruszającego się z trudem i ożywiającego się dopiero na podium dyrygenckim przed orkiestrą, prowokował do refleksji metafizycznych". Strawiński nie czuł się dobrze. Ograniczył program swego tygodniowego pobytu w Warszawie do minimum. Nie udzielał wywiadów. Raz tylko wziął udział w krótkim spotkaniu z kompozytorami polskimi i w przeddzień wyjazdu z Warszawy - w wydanym na jego cześć przez prezesa Związku Kompozytorów Polskich uroczystym obiedzie w Jabłonnie. Na tym obiedzie Igor Strawiński przyjął ofiarowany mu tytuł honorowego członka Związku Kompozytorów Polskich.

W ojczyźnie przodków, gdzie "Strawa wpada do Wisły" (!)

Autor "Święta wiosny", do którego to baletu włączył 5 - 6 litewskich pieśni ludowych, o rodowym gnieździe jego dziadów na Litwie, miał pojęcie raczej mętne. W autobiografii pochodzącej jeszcze z 1935 roku i w sześciu tomach rozmów Igora Strawińskiego z Robertem Craftem zdarzają się omyłki wręcz komiczne. Np. mówi Strawiński: "Nazwisko "Strawiński" pochodzi od Strawy, nazwy małej rzeczki wpadającej do Wisły we wschodniej Polsce. Pierwotnie nazywaliśmy się Sulima - Strawińscy; Sulima była nazwą innego dopływu Wisły - lecz, gdy ta część Polski została przyłączona do Rosji, przydomka Sulima z pewnych względów zaniechano?.

Naturalnie, Sulima nie jest nazwą rzeki, a Strawa bierze swój początek z niewielkiego jeziora w powiecie trockim i wpada nie do Wisły, lecz do Niemna, niedaleko Kowna...

... A mogłaby mieć Polska słynnego kompozytora

W gronie muzyków polskich starszego pokolenia słyszało się czasem opowiadania o tym, jak to Igor Strawiński starał się w latach międzywojennych o uzyskanie polskiego obywatelstwa. Według jednej wersji zaniechał tych starań na widok długiej kolejki oczekujących w konsulacie polskim w Paryżu. Według innej - zniechęcił go obojętny stosunek jakiegoś urzędnika konsulatu, który go potraktował jako jednego z rzeszy emigrantów rosyjskich nachodzących wówczas wszystkie placówki dyplomatyczne.

Z chwilą zakończenia I wojny światowej po wybuchu rewolucji w Rosji sytuacja Igora Strawińskiego i jego rodziny stawała się coraz bardziej kłopotliwa i domagała się unormowania. Byli obywatelami państwa, które już nie istniało i którego przedstawicielstwo dyplomatyczne nabierało coraz bardziej marionetkowego charakteru. O powrocie do Rosji sowieckiej nie mogło być mowy.

Jego ulubiony Uściług, w myśl postanowień traktatu wersalskiego, znalazł się teraz poza granicami Rosji - na obszarze utworzonego państwa polskiego. Obywatelem rosyjskim Strawiński być już więc dłużej nie mógł, a stać się obywatelem nowego, sowieckiego państwa - nie chciał. We Francji czy Szwajcarii Strawiński mieszkał zbyt krótko, by zyskać podstawy do ubiegania się o obywatelstwo tych krajów. Paszporty dla tak zwanych bezpaństwowców, na wniosek Wysokiego Komisarza Ligi Narodów do spraw Uchodźców, zaczęto wystawiać dopiero od 1922 roku. Uzyskanie obywatelstwa polskiego było więc dla Strawińskiego w latach 1919 - 1922 jedyną szansą szybkiego uregulowania swej przynależności państwowej. Szansa ta była całkiem realna. Biegły badacz tej sprawy, cytowany wyżej Ludwik Erhardt pisze:

"Już traktat wersalski, podpisany 28 czerwca 1919 roku i ratyfikowany przez Polskę pół roku później, na mocy samego prawa, czyli bez żadnych dodatkowych formalności, uznawał za obywateli polskich wszystkich byłych obywateli rosyjskich, którzy zamieszkiwali ziemie wchodzące obecnie w obręb państwu polskiego. W wyniku dyskusji nad interpretacją użytego w traktacie pojęcia "domicilie" ustawa "O obywatelstwie Państwa Polskiego", wydana 20 stycznia 1920 roku, sprecyzowała to pojęcie, między innymi odnosząc je do osób zapisanych do gminy lub organizacji stanowej na ziemiach byłego cesarstwa rosyjskiego, wchodzących obecnie w skład państwa polskiego. W podobnym duchu rozstrzygały tę kwestię postanowienia traktatu ryskiego zawartego między Polską, Rosją i Ukrainą 18 marca 1921 roku. Taka wykładnia ustaleń traktatu wersalskiego zamykała Strawińskiemu bezpośrednią drogę do obywatelstwa polskiego, bo choć Uściług - jedyne jego stałe miejsce zamieszkania - znalazł się teraz w granicach Polski, to jednak sam kompozytor zapisany był do ksiąg stanowych w miejscu swego urodzenia, w Petersburgu. Jednakże zarówno traktat wersalski, jak i wszystkie następne akty prawne przewidywały możliwość wyboru obywatelstwa w drodze optowania na rzecz jednaj lub drugiej przynależności państwowej. Ustawa "O obywatelstwie" z 1920 roku stwierdzała wyraźnie, że "obywatele państw innych pochodzenia polskiego oraz ich potomkowie uznani będą za obywateli Państwa Polskiego, skoro po powrocie do Polskiego Państwa w urzędzie administracyjnym miejsca swego zamieszkania złożą dowody pochodzenia polskiego wraz z oświadczeniem, że chcą być obywatelami polskimi. (...) Nadanie obywatelstwa polskiego nastąpić może na prośbę osoby pragnącej je uzyskać, jeżeli wykaże, że prowadziła nieposzlakowany tryb życia, że przebywa stale przynajmniej od 10 lat w granicach Państwa Polskiego, że posiada środki utrzymania lub zarobkowania dla siebie i swojej rodziny, że posiada znajomość języka polskiego".

Strawińscy tych warunków nie spełniali. Ale nie tylko oni. Toteż ta sama ustawa zaraz w następnym artykule dopuszczała, że "w wypadkach wyjątkowych, zasługujących na szczególne uwzględnienie, obywatelstwo polskie może być nadane osobom nie odpowiadającym poszczególnym warunkom".

"Czy jednak ówcześni urzędnicy konsulatu polskiego w Paryżu, a nawet sam minister Spraw Wewnętrznych, Stanisław Wojciechowski, zdawał sobie sprawę, że Igor Strawiński jest właśnie wypadkiem wyjątkowym, zasługującym na szczególne uwzględnienie?" - zapytuje Ludwik Erhardt.

Perspektywa obywatelstwa polskiego mogła interesować Igora Strawińskiego także ze względu na Uściług. W 1920 roku Strawiński przyjechał na krótko, prywatnie, do Warszawy. Celem jego wizyty było najprawdopodobniej wyjaśnienie losów Uściługa. Nie mógł jednak spodziewać tego, co nastąpiło. Ogłoszona 15 lipca 1920 roku polska ustawa o wykonaniu reformy rolnej objęła przymusowym wykupem i następnie parcelacją "majątki, w których nie przystąpiono dotąd do uregulowania serwitutów, oraz majątki zniszczone przez wypadki wojenne, jeśli właściciel nie podjął w miarę możności prac, zmierzających do umożliwienia regularnej gospodarki".

Uściług przepadł. O należność, przypadającą z tytułu przymusowego wykupu ziemi (stanowiło to zaledwie połowę wartości majątku) Igor Strawiński był zmuszony oficjalną drogą procesować się z rządem polskim prawie 20 lat... Na krótko przed wybuchem drugiej wojny światowej sprawa zakończyła się uznaniem roszczeń kompozytora.

Niefortunny przebieg tych wszystkich starań musiał wzbudzić w Strawińskim wcześniejszą niechęć do Polaków.

Na zdjęciu: Igor Strawiński.

NG 47 (483)